Łukasz Malinowski
Budowa wiatraków na morzu to inwestycje idące w miliardy złotych, ale są chętne spółki do postawienia na Bałtyku "śmigieł".
- Ze złożonych u nas wniosków wynika, że morskie farmy wiatrowe będą budowane głównie przez polskie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością - informuje "Dziennik Bałtycki" Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy Ministerstwa Transportu Budownictwa i Gospodarki Morskiej. - O pozwolenia ubiega się 36 spółek.
Wydano już osiem pozwoleń dla ośmiu morskich farm wiatrowych. Potencjalne lokalizacje wiatraków na Bałtyku są w kilku miejscach. Mają one stanąć w głębi morza na wysokości Darłowa, przez Ustkę, Rowy, Łebę oraz od Dziwnowa po Kołobrzeg.
- Inwestycje polegające na budowie morskich farm wiatrowych są wieloetapowe - akcentuje Karpiński. - Niezbędne jest uzyskanie kilku pozwoleń, w tym na wznoszenie i wykorzystywanie sztucznych wysp, konstrukcji i urządzeń w polskich obszarach morskich. Większość planowanych przedsięwzięć jest właśnie na etapie rozpatrywania wniosków o wydanie pozwolenia na wznoszenie i wykorzystywanie sztucznych wysp, konstrukcji i urządzeń w polskich obszarach morskich.
Trzeba tu podkreślić, że uzyskanie pozwolenia na postawienie sztucznej wyspy nie równa się pozwoleniu na budowę wiatraka. Na to muszą się też zgodzić inne ministerstwa. Co więcej, przedsięwzięcie nie może kolidować (ustawa o obszarach morskich) ze szlakami żeglugowymi czy z obszarem ważnym dla wojska.
Rybacy ju zwcześniej zapowiadali, że będą oprotestowywać budowę farm wiatrowych. Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich z Ustki, mówi, że środowisko rybaków nie jest zadowolone z planowanej budowy wiatraków: - Jeżeli wiatraki na morzu utrudnią lub uniemożliwią nam połowy, to będziemy domagali się w sądach odszkodowań, które na pewno nie będą małe - zapowiada Hałubek. Dodaje, że swoimi uwagami rybacy podzielili się w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, któremu podlega sektor rybacki - mówi "Dziennikowi Bałtyckiemu".